Pomyślałam, że gotowanie w każdym lokalu gastronomicznym to niezwykle prosty i bardzo logiczny proces, w którym po prostu nie ma miejsca na wyobraźnię.
Tak, tak, mimo że seriale pokazują cudownych kucharzy, geniuszy kuchenki i czerpaki, którzy każdego dnia dla każdego gościa jesteśmy gotowi wymyślać nowe potrawy i nowe smaki, w życiu wszystkiego jest dużo bardziej prozaiczny.
Są karty technologiczne, jest - średni standard dania - przybliżony smak, dokładna waga - jaką powinien otrzymać gość.
Każda pozycja w menu powinna być przygotowywana w niezmienionej formie z dnia na dzień – dopóki szef kuchni nie zmieni jej, tworząc nową mapę technologiczną, trzeba śledzić korę.
Jeśli ta karta wskazuje - trzydzieści gramów marchewki, pięć gramów pieprzu i 13 - cebuli, to tak powinno być. Brzęczenie!
A domowe gotowanie to straszna rzecz. Jeśli towarzyszą mu domowe przepisy lub rozwój domowych kucharzy, jest też niezwykle tajemniczy.
Teraz wyjaśnię, o co mi chodzi.
Pamiętasz książkę kucharską niani Ogg Pratcheta?
Niania Ogg intensywnie korzysta z bardzo specyficznej jednostki miary znanej jako „bit” (np. "Weź trochę mąki, trochę cukru").
Musieliśmy więc trochę poeksperymentować… uh… ponieważ ta miara, widzicie, jest trochę skomplikowana. Trochę mąki to ewidentnie więcej niż trochę soli, ale nigdy nie spotkaliśmy „pół troszkę”, choć czasem mówi się o takiej jednostce miary jak „trochę” (np. „Trochę ostrej papryki”).
Intuicyjnie wyczuwamy, że trochę mąki będzie więcej niż trochę pieprzu, ale - prawdopodobnie - mniej niż trochę masła. i że „mały kawałek” chleba to chyba jedna kromka, ale nie znaleźliśmy jeszcze wiarygodnej opcji do określenia "Kropelki".
Tak, tak, mówię o miarach, wagach i intuicji!
Każdego dnia, gotując w domu, prawie wszyscy rozwiązujemy najtrudniejszy problem - wyliczając "trochę", "trochę", "kroplę".
Sam czasami grzeszę takimi definicjami. na przykład - trochę oleju do smażenia.
I mam nadzieję, że każdy sam zrozumie, ile to „mało”. Biorąc pod uwagę patelnię, rodzaj ogrzewania pieca, jakość samego oleju, stosunek do zawartości tłuszczu gotowego dania. W tym równaniu jest wiele zmiennych.
A z jednej strony to jest złe. Dwie duże marchewki w rozumieniu jednej są zupełnie inne niż dwie duże marchewki w rozumieniu drugiej. tak nawet łyżki - a potem każdy jest inny.
I zawsze pozostaje tajemnicą, jaki smak podpowiada autor przepisu. I trudno się zdecydować – jeśli coś Ci się nie podoba, czy możesz dodać to coś nie tylko kroplę, ale… pół trochę? (tu potrzebujesz buźki).
Z drugiej strony to intuicyjne pomiary objętości i wagi (oczywiście nie wszystkich produktów) pomagają nam gotować dokładnie to, co konkretnie lubimy.
Jak często używasz „trochę”, „wrażliwy”, „kropelki” i inne tajemnicze środki?