Pisałem kiedyś, że nie rozumiem, jak można dodawać leki do żywności i jednocześnie twierdzę, że zwiększa to jej użyteczność,
Dotyczyło to aspiryny w konserwach domowych.
Z jakiegoś powodu wiele kobiet strasznie boi się octu - podobno jest szkodliwy i nie jest jasne, z czego jest zrobiony, a aspiryna jest lekarstwem, co oznacza, że jest przydatna i wkładają ją do słoików z ogórkami i pomidorami. A potem się przechwalają - jesteśmy takimi wspaniałymi ludźmi, wszystko gotujemy poprawnie, bez szkody, bez chemii.
No cóż…
Nie powiem nic o tym, że żadna żywa dusza nie zna wzoru chemicznego powstałej w ten sposób konserwy. Otaczająca nas chemia jest zarówno organiczna, jak i nieorganiczna. A jaka reakcja chemiczna zaszła w banku - nie-chemik tego nie rozumie (a chemik też).
Co do naturalności - tu się zgadzam, olejek to produkt naturalny, zrodzony w trzewiach ziemi. A więc aspiryna - jako jeden z produktów rafinacji ropy naftowej - będzie również naturalna.
I nie rzucaj we mnie kapciami.
Dawno temu z kory wierzby otrzymywano kwas acetylosalicylowy. To było tak dawno, że nie wszyscy farmaceuci pamiętają teraz tę metodę. Biorąc pod uwagę ilość aspiryny produkowanej rocznie na całym świecie, wierzby już dawno znalazłyby się na czerwonej liście.
Nie, panie (i panowie też).
Aspiryna jest zrobiona... no, oczywiście nie bezpośrednio z oleju, ale na samym początku łańcucha to ona, kochanie. W 1874 roku naukowcy odkryli zasadę produkcji kwasu salicylowego z fenolu.
Więc jeśli aspiryna jest używana do konserwacji, to menu nie jest ekologiczne z bio - ale produktami ropopochodnymi!