W komentarzach nazywano mnie „dzieckiem restauracji” i oskarżano o pisanie o dobrym życiu w ZSRR, którego większość społeczeństwa nie miała. Nie jestem pewien co do większości populacji. Ponieważ nasza rodzina nie należała do nomenklatury partii uprzywilejowanych, no cóż, w żaden sposób. Czy to dla elity zawodowej - w końcu ojciec, inżynier, całe życie zajmował się budową samolotów.
Faktem jest jednak, że pracownik fabryki, mający dobre kwalifikacje, zarabiał na równi z moim ojcem, jeśli więcej, pozostaje faktem.
Jedyna różnica polega na tym, że ktoś z całą mocą oszczędzał na rumuński mur lub samochód, a moi rodzice woleli zobaczyć, jeśli nie cały świat, to kraj. Cóż, w czasie naszych podróży zatrzymywaliśmy się na jedzenie - teraz w jadalni, potem w restauracji, potem w kawiarni.
A dziś będzie trochę o menu restauracji i tym, co tam zjeść - było to absolutnie dostępne dla większości obywateli. Oprócz wejścia do restauracji.
Dużo czytałem, że wejście do upragnionej placówki zablokował groźny portier, zmarszczył brwi, powiedział „nie ma miejsc” i spodziewał się łapówki. I niczego takiego nie pamiętam. Być może ze względu na to, że chodziliśmy do restauracji w ciągu dnia (pisałem już, że w wielu placówkach dzieci nie mają wstępu wieczorem).
To prawda, tu w Jurmale musieliśmy czekać w kolejce - ale tylko raz, gdy zdecydowali się wejść do restauracji w hotelu Jurmala, wszyscy go chwalili, ale nie byliśmy pod wrażeniem wyprodukowano: królewskie bułeczki ze śliwkami, które były brane na gorąco, były zbyt tłuste, a krem na deser był mdły, ale porcja wyglądała znakomicie, bardzo estetycznie. Plus za nami siedział wesoły i pijany towarzystwo, w którym sąsiedzi przy stole (był na sześć osób, i tak wylądowali przy stole z nieznajomymi) rozpoznali Gafta i Neilovą., i jeszcze kogoś z ówczesnego gwiazdy.
Nie pamiętam więcej lokali z „markowymi” i niesmacznymi daniami, menu w restauracjach było praktycznie takie samo we wszystkich częściach ZSRR, w których akurat byłem. Zwykle braliśmy sałatki: warzywną, "Oliviera", "Capital", sporadycznie - krabów (z naturalnymi krabami), czasem - mięsem. Najdroższa porcja sałatki to około rubla. Jednocześnie porcja była daleka od małej, nie do utraty wagi.
Spośród zup najczęściej zamawialiśmy galaretkę. Pyszna, infekcja była. Kosztowała również około rubla za porcję. Sałatka i galaretka mogą być pełne, po prostu pełne (to ja o wielkości porcji). Porcja zupy (nie mieszanka) o wadze 500 gramów rzadko kosztowała więcej niż rubla, częściej była tańsza. Być może wyjątkiem jest mieszanka ryb z jesiotrem.
Rzadko przyjmowano szaszłyk na ciepłe posiłki. Dobry szaszłyk robiono w kilku miejscach. Tutaj tytoń z kurczaka - często - kosztuje 1,50 i trochę więcej, ale nie więcej niż 2 ruble. Rostbef, rumsztyk, kotlety kijowskie, langette, stroganow wołowy - wybór dań mięsnych na ciepło nie był zbyt obszerny ze względu na to, że kotlet zawsze i wszędzie nazywano kotletem, ale wszystko było smaczne i niezbyt drogie (najczęściej do 1,50, a niektóre pozycje nawet tańsze rubel.). Prawie nie pamiętam dań rybnych, ale jesiotr czy sandacz po polsku był prawie wszędzie.
Jedzenie od pięciu do siedmiu rubli w restauracji dla całej czteroosobowej rodziny, nawet jeśli nie zamawia się alkoholu ani drogich przekąsek, było całkiem realne. Ponadto jedzenie jest smaczne i satysfakcjonujące. Sałatka + ostra lub sałatka + zupa, lody dla dzieci. Więc przepraszam, nie mogę zrozumieć, dlaczego radziecka restauracja jest uważana za luksus. Raczej po prostu odpowiadał głównej idei gastronomii publicznej: dostępnej.
W tej chwili dla wielu, biorąc pod uwagę ich dochody, chodzenie do restauracji stało się luksusem.
Shl. W „Pradze” podawali wspaniałe przystawki z jesiotra w galarecie, zawinięte w ciekawy loki, połówki jajka i kawior - czerwony lub czarny. Teraz próbuję sobie przypomnieć, ile kosztowała porcja - 1,55. Może ktoś też o nich pamięta i, co najważniejsze, zna przepis na galaretkę, którą polano na rybę? Było niesamowicie smaczne ...