W tym miejscu miałam okazję wypowiedzieć się przyszłym Nowożeńcom na temat menu bankietowego. Cóż - zadałeś sobie pytanie! To prawda, że sami byli obrażeni ...
Ponieważ ich głównym wymaganiem było „wyrafinowanie”. Raczej samo menu zostało zrobione z pretensji do rozkoszy, żeby nie było „jak te głupie sowieckie wesela według przykazań przodków Komsomołu ”, a ja, stary pień, rozszerzając oczy, zapytałem: jakie jest menu jest inny?
Nie wystarczało mi na sowieckich weselach (szczerze mówiąc wcale nie byłem w świadomym wieku), ale pamiętam przybliżone menu „bankietowe”, które było oferowane na wszystkich uroczystościach, jakie mogę sobie wyobrazić. Niejednokrotnie opisywali go potomnym współcześni ucztom, zarówno pisarze, jak i scenarzyści.
Kilka sałatek - „Olivier” lub „Capital”, „Mimosa”, „Śledź pod futrem”. Krojenie: ryby (z dobrym scenariuszem kilku odmian solonych i wędzonych ryb ras szlachetnych, ze złym - śledź z cebulą), mięso (kilka rodzajów mięsnych przysmaków i kiełbas), warzywa. Ostre: albo osławione mięso po francusku, które było pchane gdziekolwiek było, a gdzie nie, i które nie miało nic wspólnego z Francją, albo pieczony kurczak.
Teraz piszę, a moi znajomi, którzy również pamiętają sowieckie wesela, mówią mi - kiełbaski z duszoną kapustą.
Co więcej, warianty tego menu niewiele różniły się od miejsca, w którym odbywał się bankiet weselny: w mieszkaniu, fabryce czy szkolnej stołówce, w mieszczańskiej restauracji... Wszystko od razu kładziono na stół, w najlepszym razie - na gorąco później.
Dziś wesela pozostały takie same. Sądząc po składzie produktów. Tylko sałatkę zamiast „Oliviera” można nazwać „Carskie” lub „Księżniczką” lub czymś innym (w zależności od tego, który składnik mięsny zamiast standardowej gotowanej kiełbasy ZSRR został użyty), „Śledź pod futrem” nie będzie dla Was robiony warstwami, ale wszystkie składniki zostaną pokrojone na kawałki i dubbingowane jakimś „Śledziem Księcia Eugeniusza” (chociaż tak naprawdę nie jest to nawet blisko tej przystawki kłaść). O tak, mięso po francusku jest teraz nieśmiało nazywane „kotletem schabowym z serem”… Albo z kremowym sosem.
Cóż, a główna różnica polega na tym, że teraz „Cezar” mocno zadomowił się na stołach wśród sałatek.
Czasami w dużych salaterkach. Natychmiast zatankowany.
Dlatego gospodarz bardzo martwi się tą sałatką, a przy stole od czasu do czasu słychać wezwania:
- Zjedzmy Cezara jak najszybciej, inaczej krakersy zmokną!
Być może na tym się kończą różnice. A stół, w zasadzie nowoczesny, nie różni się od radzieckiego ...
Tutaj wyjaśnię: nie mówię o bardzo drogich bankietach protokolarnych organizowanych przez profesjonalnych stewardów, ze zweryfikowaną zmianą dań i innymi pysznościami. Niestety, taki luksus nie jest dostępny dla zwykłego przeciętnego obywatela.